Strony

czwartek, 18 września 2014

Wyspa Afrodyty

Na początku podążania za ideałem
Z niepewnym, świeżym zapałem
Łapię w dłonie swoją dziwną dolę.
Ruszam w drogę, którą sama wybiorę.

Na szyi zawisają dwa kluczyki,
A u rękawów ciche haczyki,
Które będą niczym piękna obroża
Trzymać mnie z daleka od morza.

Ochronią mnie przed falami wielkimi
Podmuchem fałszu wzburzonymi,
Popchną ku wyższym szczytom,
Gdzie dany  samotny taniec z Afrodytą.

Tam przystrojona w ukrytą urodę
I starym uśmiechem na osłodę
Założę szatę uszytą z marzeń
Złotą nitką najpiękniejszych wrażeń.

Sowim diademem uhonorowana
Oraz wdziękiem słowa obdarowana
Zagram główną rolę na wielkiej scenie,
By rozegrać nowe przedstawienie.

Ach, jakież owacje w marzeniach!
Ach, jakież zachwyty w westchnieniach!
Ach...jakież ciężkie, ołowiane nogi.
Ach...jakież dziwne uczucie trwogi.

Obroża znienacka się zacisnęła,
Wszystkimi haczykami objęła
I krzyczy, i płacze, i zawodzi:
"Gdzież ta pani, za którą chodzim?

Czy przepadła w swych ambicjach?
Czy zatonęła w ideału definicjach?
Czy upadła pod swoją ozdobą?
Czy może...zapomniała jak być sobą?"

Jak ogniem poparzona, rozszarpałam
To, nad czym tak długo pracowałam.
Wróciłam do swojej cichej, szarej budy,
By być sobą i uciec jak najdalej od obłudy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz